Odpuściłem podzielenie się tymi smutnymi informacjami wcześniej, ze względu że także jestem uzależniony (niczym Chester był i nie jeden artysta czy zwyczajny człowiek jest). Od używania komputera. Mam sińce pod oczami, których do dziś się nie pozbyłem i ogólny widok na moje oczy i tą część twarzy, sprawia że równie dobrze mógłbym być kimś kto wciąga codziennie dawkę narkotyków do śniadania. A! Plus ta moja niedowaga i szczupłość, to już w ogóle "pasuje" do przykładu takiej osoby. *żart i śmiech*
Piosenki mojej nastoletniej młodości. Te trzy, które najbardziej pamiętam, to "What I've Done" i "New Divide" z kinowych wersji "Transformers" oraz
"A Light that never comes" z okresu kiedy wchłaniałem większość muzyki pop oraz innych brzmień. To drugi artysta, po którego utwory - sięgnąłem - po jego śmierci. Pierwszym był Boguś Smoleń (mimo iż kabaretowiec i aktor, to jednak miał pewien okres swojej muzycznej dyskografii w życiu).
Smutne jest to w tym wszystkim, że człowiek kiedyś w młodości bardzo lubił pewne piosenki, pewną muzykę jakichś/jakiegoś artysty/ów, lecz z wiekiem, tak jakby nie tyle zmieniał nurty, co zapominał o tym co dokonali. Specjalnie używam zwrotu "zapomniał", gdyż zupełnie inaczej się - czuje człowiek - teraz, kiedy do tego wraca "bo musi" - a inaczej by się czuł, kiedy by sobie odsłuchał jakieś piosenki: a) z ciekawości (tak, mało znam twórczości LP i nie jestem ich wielkim fanem) czy b) coby przypomnieć sobie czasy lat młodzieńczych a nie, bo akurat jakiś znany muzyk umarł, to "trzeba" posłuchać czy tak wypada (żadnego utworu Prince'a nie słuchałem choć zmarł on w 2016-tym i... tutaj też bym tak uczynił, gdyby nie natchnienie do pisania o moim problemie...). Nie wiem - co jest nie tak - z tym światem, z ludźmi (i ze mną), że tak się dzieje, że tak to "funkcjonuje".
Już teraz pojmuję dlaczego mamy re-edycje albumów albo wydania na 25-lecie/Platynowe/Złote, Kolekcjonerskie czy jakiekolwiek inne. Bo ludzie i świat najwyraźniej - zapomina że ktoś coś w muzyce stworzył, co jest ważne i powinno dalej istnieć - aniżeli pozostać odrzuconym i zapomnianym.
Tak, zdaję sobie sprawę że każdy artysta umrze (nawet takie "dinozaury muzyki" pokroju Rolling Stonesów) ale kurczę... to czasami jest podejście jak do chorego albo co gorsza, do osoby w depresji (jak już o tym mniej więcej jest ten wpis). Niektóre choroby można wyleczyć i niektóre depresje znikną, przeminą bezpowrotnie ale niektóre nie. Tak samo jest z muzyką - może być stara, zapomniana, zakazana czy bardzo niszowa, lecz potrzeba - będzie zawsze. Potrzeba aby jej słuchać i ją tworzyć. Tak samo jak będzie potrzeba aby leczyć i *ratować/pomagać (*niepotrzebne skreślić).
| #ChesterBennington #Linkin Park #OptimusPrime #Transformers #hardrock #muzykamojejmłodości #LightThatNeverComes #death #śmierć #GandalfBiały #GandalfTheWhite #quotes #cytaty |
Niby nic ale dla mnie to coś (więcej) o czym mówię teraz. Szkoda, że przy okazji takiego smutnego wydarzenia jakim jest śmierć jakiegoś artysty ale tak w życiu bywa że inne rzeczy popychają nas do czynów, zachowań, których wcześniej nigdy nie ośmielilibyśmy się zrobić, dokonać, mieć odwagi ku temu... Tak jest i w moim przypadku, choć pewnie bym o tym nie napisał ani nie powiedział nikomu nigdy w towarzystwie (dopóki nikt by nie spytał lub zaczął temat o tym), bo: "Przecież to takie powszednie i da się łatwo pozbyć", nieprawdaż? Nie wiem czy powszednie jest, kiedy (prawie) codziennie towarzyszą tobie spadki nastroju a kiedy masz ich więcej (i masz twz. "doła"), to uciekasz się do używania, dawkowania sobie remedium na to. Remedium które pozwala ci na wiele godzin zapomnieć o tym, które stara się ciebie uwolnić od tych "łańcuchów" myśli w twojej głowie, które... w końcu ci pomaga. Ale to jest zły wybór,
zła pomoc. To "sznur", który cię wiąże ze sobą, to "kajdany" przez które stajesz się więźniem swego remedium, które miało cię przecież tylko uwolnić.
Tylko na moment a nie na wieczność. Wtedy wybór jest jeden: Czekanie. Czekanie na dobry moment aby “uwolnić się” z tego “więzienia” na które sami się skazaliśmy i aby wyleczyć się z pomocy, którą sami sobie zaoferowaliśmy.
Intrygujący paradoks ale ludzki i prawdziwy. To trwa długo, latami (stąd porównanie do więzienia).
I nie myślcie że jak zrobię sobie dzień bez komputera to mam w sobie uczucia, że jest mi z tym dobrze. Albo kiedy człowiek ma pracę i wraca do domu, zmęczony. Albo kiedy po prostu jest się poza domem (na mieście, na ogródku) i robi się coś innego czy ważniejszego niż ślęczenie nad używaniem komputera do czegoś (co ma się na nim zrobić). O nie. TYM BARDZIEJ człowiek - chce wrócić - do tego. Choćby NA MOMENT (“Aaa... sprawdzę sobie TYLKO skrzynkę pocztową”). Nawet niby zwyczajne przecieranie laptopa z kurzu, sprawia dreszcz emocji i chęć naciśnięcia przycisku zasilania. A wtedy. Powracasz i powracasz. Do poprzedniego “rytmu”. Możesz sobie wtedy poużywać więcej, prawda? Należy ci się, przysługuje tobie, ponieważ miałeś większą przerwę od używania go (komputera), większy odpoczynek. A tak być nie powinno.
ZWŁASZCZA kiedy używasz go, jako remedium na swoje inne problemy, leku na coś i sądzisz że ci pomoże. To powinien być pierdolony suplement, tak jak kawa czy papierosy, alkohol. Chociaż... nawet coś w postaci pieprzonego suplementu w dzisiejszych czasach szkodzi, kiedy ich obraz w reklamach jest ukazywany złymi przekazami, złą mentalnością, podejściem do ich używania. I tak jest ze mną.
| "Just settle down your problems" — by princesspeach1337 | Jak to zobaczyłem po raz pierwszy (zbierając materiał na owy wpis), tak zacząłem srogo kisnąć ze śmiechu, pomimo wszystkiego co tutaj napisałem w tym wpisie i nadal się z tego śmieję. ;DD Zatem muszę znaleźć ten stand up Eddiego gdzieś na YouTubie i go obejrzeć. ;D xDDD1one1one1one
| #EddieMurphy #fuckedup #standupcomedy #EddieMurphyRaw #comedy #hardlaugh |
Trudno jest mi znaleźć balans (równowagę w Mocy, że tak użyję żargonu ze świata GW) pomiędzy ograniczaniem się a używaniem tego, kiedy wiedzie się smutne i trochę nieudolne życie albo... człowiek przypuszcza, że tak to wygląda w obecnym momencie jego życia. To wszystko powinno wyglądać inaczej. Ale tak nie jest. I nie piszę tego, bo się wyżalam nad swoim losem. To trwa od ładnych paru (5) lat u mnie a od komputera uzależniony jestem od jakichś kilkunastu.
Jeśli masz doła, jeśli masz zły czy gorszy dzień i kiedy nawet powątpiewasz w siebie, w to co dokonałeś dotychczas i w swoje plany albo po prostu w swoje życie, posłuchaj tej piosenki. Ja za Rapem i Hip-Hopem nie przepadam, lecz po tej piosence - wiem - że nie z byle powodu, często artyści z tych gatunków muzycznych, tworzą o życiu (nawet jeśli piosenka staje się popeliną do nie słuchania przez 30s).
Warto. (Więcej o zespole TUTAJ)
| #zadra #skaza #problem #kompleksy #osobisteproblemy #ludzkapsychika |
Wiem jak źle mi jest z tym że jestem “smutny” (że noszę ten pewien rodzaj smutku w sobie przez cały czas) i eksponuje, “pokazuje” ten smutek dookoła mnie, czasami także to robiąc w towarzystwie kogoś innego (jednej, dwóch albo wielu osób). To wiąże się z moimi problemami na psychice w funkcjonowaniu w społeczeństwie a także doświadczeniami z życia, powiązanymi w głównej mierze z rzeczami którymi kiedyś się zainteresowałem, zaciekawiłem bądź pokochałem i tymi, które są częścią moich dzisiejszych zainteresowań.
To nie wzięło się z powietrza i jest czymś nieistotnym dla tych, którzy posiadają silną psychikę i potrafią “zaprzeć się” w ten sposób aby dać sobie z takimi słabostkami radę.
Ja nie potrafię jakoś. I trudno to zrozumieć, kiedy mówię o tym komuś innemu, a zwłaszcza kiedy ten ktoś pisze mi “magiczne” zdanie: “Mów śmiało. Ja jestem tą/tym z tych słuchających/lubiących słuchać”,
gdzie przeważnie po wylaniu przeze mnie tego co mnie trapi, kończy się równie “magicznym” słowem tej osoby: “Rozumiem." i: *[Tu pada kolejne zdanie/a, które mają jakoś pocieszyć i zmotywować, itp., itd.]*.
Tyle że u mnie występuje też problem z otwartością. To skaza po złych latach spędzonych w szkole podstawowej oraz późniejszym gimnazjum a nawet nieco później. Tylko w liceum miałem jakiś spokój od złych relacji z rówieśnikami i otoczeniem. Później był (taki ogólny) spokój w moim życiu ale do czasu, niestety. Rodzinna tragedia zrobiła swoje i wtedy na kilka ładnych lat (2007-11), miałem dość całego świata,
innych ludzi (nawet zwyczajnych, przepraszam) a tym bardziej nie było możliwości abym KOMUKOLWIEK CHCIAŁ MÓWIĆ o problemach, z którymi będę musiał się zmierzyć i jak mam się zachować kiedy stanę z nimi twarzą w twarz, gdzie lata będą mijać a człowiek musi jakoś dalej żyć na tym świecie przecież, co nie? Nie widziałem nikogo ani niczego, żadnej nadziei, sposobu, "wyjścia" na to że mogę komuś zaufać na tyle, żeby się zwierzyć. Nie miałem się do kogo zwrócić, kto ma większą wiedzę ode mnie i mógł coś podobnego przejść, doświadczyć i mi jakoś pomóc. Albo pomóc bez bagażów złych doświadczeń.
Słowo "przyjaciel" dla mnie nie istniało w tamtym czasie. W sumie to nie istniało od lat szkół podstawowych ale dopiero kiedy człowiek dorasta, ma możliwości lepiej pojąć znaczenie pewnych słów, pojęć.
Z wszystkich lat szkolnych, udało mi się tylko zatem poznać kilku, kilkunastu dobrych znajomych, którzy byli tego (jakoś) warci ale każdy poszedł swoją drogą i rzadko się ich widuje, jak to w życiu bywa (a w moim przypadku, prawie w ogóle).
| #inniludzie #opinie #bajki #animacje #Zwierzogród #Zootropolis #Zootopia #odrzucenie #inność #NickWilde |
Powyżej: Grupa Operacyjna w komediowym utworze "Bądź Sobą", coby nie było tu za smutno za bardzo. Druga powyżej piosenka, należy do zespołu Eytan and The Embassy i nosi tytuł: "Everything Changes".
Te obydwie różno-gatunkowo muzycznie piosenki, pasują według mnie aby poprawić nastrój, kiedy "bycie sobą" idzie źle i masz chandrę wtedy kiedy jej powinieneś nie mieć. ;DD
| #zainteresowania #smutek #punktwidzenia #Grupa Operacyjna |
Później, w 2012-tym, kiedy miałem okazję pojechać na mój pierwszy w życiu konwent, spełniając słowo dane znajomemu (którego dziś mógłbym ośmielić się chyba nazwać go przyjacielem) - zderzyłem się - z "wolnością". "Wolnością", w której mogłem nawiązywać nowe kontakty międzyludzkie, nowe znajomości, przyjaźnie, doznać możliwości otwartości wnętrza samego siebie, gdzie niekoniecznie trzeba mówić o swoim bagażu złych doświadczeń życiowych (i jakichś tragediach) gdyż to nie było do tego odpowiednie miejsce ale jeśli trafiłby się ktoś taki z kim można byłoby stworzyć więzi, pewnego rodzaju więzi, to... pewnie też bym się jakoś otworzył, ryzykując. Ale żeby nie było tak kolorowo dookoła, to ogrom tego wszystkiego i także ¹chyba ogrom poczucia tej swobody, bez złych barier dookoła mej osoby (że tak ośmielę się obecnie dodać te słowa), sprawił że 2 dni spędziłem tylko raczej w jednym miejscu. "Uderzenie" tak wielu nowych(!) rzeczy do poznania aby móc dzięki temu rozszerzyć mój wachlarz rzeczy którymi się wtedy interesowałem, byłem czegoś fanem (i chciałem być), było tak "mocne" że się wystraszyłem. Że mnie aż sparaliżowało (pozytywnie). Negatywnie (ale w pozytywny sposób), gdyż nie wiedziałem co poznać i gdzie pójść. Pozytywnie: Fajnie(!) że tam się zjawiłem, że tam byłem i chyba tylko tyle mi wystarczyło do... szczęścia, radości a może po prostu do poczucia się... lepiej? Jakoś lepiej w swoim (dotychczasowym) życiu. Takim zwyczajnym życiu.
Tak, chyba tak. *Staram się sobie przypomnieć te uczucia i te chwile, zamykając oczy i słuchając jakieś muzyki w tle*
I wiecie co? Spotkałem wtedy kogoś, dzięki komu moja otwartość do świata dookoła mnie, zrodziła się na nowo niczym feniks. Ktoś dzięki komu, mogłem się zwierzyć w rozmowie i kto mi pokazał nowe ścieżki, drogi do tego aby móc żyć dalej, pomimo całej reszty, która mnie "dotknęła". Kto zmienił moje spojrzenie na to wszystko.
Na co zapytacie? Spojrzenie na samotność, odrzucenie, niezrozumienie, zagubienie i na kilka "innych" rzeczy, których nie potrafię wymienić przez brak słów. Zmieniło się wtedy, chyba prawie wszystko u mnie, dosłownie. I w co jest trudniej uwierzyć... sam się do tego przyczyniłem. Tak. Ja. Który choćby rok wcześniej przed tymi wydarzeniami a może i dłużej, by tego nie zrobił. Nie obchodziłoby mnie to.
Przecież i tak wszystko co dobre, mnie "opuściło" dookoła więc po co mi coś nowego, nieznanego "w co mam się pakować", skoro mogę żyć po swojemu i bez tego? "Lekarstwo" na moje problemy sobie znajdę przecież (przykład choćby z tego uzależnienia od komputera: pozbycie się ich całkowicie nic nie da bo zawsze znajdzie się jakiś inny sposób aby je zastąpić i problem jest praktycznie dalej ten sam...). Dobrze, że jestem głupi. Nadzieja takich ratuje (ponoć). I dobrze, że jestem nieprzewidywalną osobą. Te dwie rzeczy mnie w pewnym sensie wtedy uratowały (bardziej nadzieja ale ogółem to obydwie). Nieprzewidywalność, gdyż zgodziłem się z moimi myślami w głowie na wyjazd na coś takiego jak konwent a nadzieja... pewnie na to że to jednak jest lepsze życie, kiedy masz własne pasje i może się "spełniać" do woli. Wzorców pełno dookoła przecież, to głupi ja chciałem iść w ślady, a kto mi zabroni? Z tym ostatnim zdaniem to może przesadziłem, bo pewnie wtedy tak nie myślałem, nie takimi kategoriami jak teraz, dziś to robię. Ale wiedziałem, że dobrze zrobiłem i że... niewiele mnie dzieliło od tego, abym nie spotkał tamtej osoby wtedy. I nie poznał jej później także. Zawsze będę samemu się sobie dziwił za ten mały, niepozorny "krok", który wtedy wykonałem.
[Od lewej do prawej na górze]: "Motyw Sali Tronowej" ze ścieżki dźwiękowej filmu "Gwiezdne Wojny" (1977)/Gwiezdne Wojny: Epizod IV - Nowa Nadzieja" (tytuł międzynarodowy, dodany później) oraz ten sam motyw muzyczny, w wersji 8-bitowej w wykonaniu 8 Bit Universe. Pomimo iż już nie jestem fanem GW, jest to NAJlepszy jak dla mnie - motyw - który może cię zmotywować do działania, do pracy (nad czymś lub sobą). Fakt, są inne piosenki, które potrafią ci dać wewnętrznego "kopa" ale ja przy tej "piosence", czuję dodatkowo taki fajny dreszczyk emocji i zawsze np. wyobrażam sobie, jak stoję gdzieś dumny, w swoim idealnym kostiumie na jakimś konwencie albo dla zabawy staję na baczność czy odgrywam scenę pasowania z filmu. ;DD *śmiech*
[Trzecia po prawej na górze]: Moja jedna z 3 - ulubionych piosenek - Michaela Jacksona oraz dla mnie BARDZO WAŻNA jeśli chodzi o jej konstrukcję, słowa (i ich merytoryczności) i PRZESŁANIE. Pełni ona istotną rolę w mojej kolekcji piosenek. Dlaczego? Ponieważ w moim życiu pełni ona także tą rolę, sprawiając że... czuję się "lepiej". "Lepiej" życiowo, nieważne w jakim momencie życia jestem obecnie i co z nim wyprawiam. Nie ważne, czy jest mi źle, dobrze, coś nie idzie i nie układa się albo jest kolorowo i wspaniale. Nie da się tego opisać słowami czasami. Ale - ja wiem - że bez tej piosenki (nawet jakbym nie znał twórczości Jacksona), po prostu nie tyle cała reszta muzyki nie miałaby znaczenia lecz także i pewna cząstka mnie samego, która wpływa na moje życie, zainteresowania i to jakie decyzje podejmuję, kiedy czas i chwila tego wymaga ode mnie abym tak właśnie zrobił.
[Od lewej do prawej na dole]: "Man In The Mirror" w wykonaniu Michaela Jacksona, podczas rozdania najważniejszych nagród muzycznych świata, Grammy. Występ z edycji z 1988 roku. Druga to zremiksowana wersja z albumu "Immortal", wydanego przez studio Epic Records 21 Listopada 2011 roku, jako oficjalny album Światowej Trasy występów Cirque du Soleil poświęconej Królowi Popu o podtytule: "The Immortal". Trzecia to fanowski klip video krzyżujący światy Disneya i Nie/Disney-owskie do coveru w wykonaniu Keke Palmera. Autorem klipu jest xPhiloSophiex.
| #maninthemirror #MichaelJackson #życie bez muzyki jest "martwe" #znaczeniasłów #merytoryczność #przesłanie |
Później nastąpił kolejny konwent (o nazwie Polcon) i cała masa innych (lata 2012-15), z których nazbierałem te lepsze i gorsze doświadczenia, lecz to jeszcze wtedy tego samego roku, kiedy byłem na swoim pierwszym w życiu konwencie (o nazwie Pyrkon), na imprezie integracyjno-post konwentowej przedostatniego dnia kolejnego konwentu w moim życiu (o nazwie Polcon) - wydarzyło się coś - co sprawiło, że latami, powoli urosło do rangi problemu z którym mierzę się dzisiaj i jest on "częścią mnie". Skłamałem wtedy koledze,
w rozmowie i przytakując później, że to z powodu o którym rozmawialiśmy wtedy, lecz ja doskonale wiedziałem, że chodzi o coś jeszcze. Problem w odgadnięciu co to jest, był taki że nie zdawałem sobie z tego sprawy co to może być. A problem sięgał głębiej niż tego mogłem się kiedykolwiek spodziewać.
Sięgał "części" mnie samego. Tej "części" która sprawiła, że jestem gdzie jestem i interesuję tym czym się chce nadal (jeszcze) interesować. Że wybrałem ścieżkę taką a nie inną, że postępowałem w życiu w ten czy inny sposób. Nigdy nie uważałem siebie za wartościowego człowieka. Nie doceniałem się, ponieważ raczej niczego wspaniałego nie osiągnąłem. Nawet mając zainteresowania, (jakieś osobiste) marzenia. Z natury jestem flegmatykiem, melancholikiem i mam skromne usposobienie, osobowość. Cieszą mnie małe rzeczy, drobne, wedle maksymy: "Mała rzecz a cieszy" (i jest ważna przy okazji). Nie lubię się z czymś obnosić w towarzystwie, lecz przywiązuję wagę do opinii innych ludzi. ZAWSZE starałem się (jak najlepiej) - dopasować - do reszty świata i także do ludzi dookoła mnie. Nie znoszę kiedy ktoś się o mnie martwi i chce dla mnie dobrze.
Ja i tak jestem uparty i zrobię po swojemu. Usłucham wtedy kiedy mi na tym zależy i nawet o tym nie wspomnę nikomu, nie dając po sobie znać. I nie chodzi o daną rzecz a o osobę. Zawsze o kogoś chodzi.
Ja już tak mam. Na innych zależy, na sobie - nigdy(!)... aczkolwiek dziś nieco inaczej to wygląda niż kiedyś. Do czego zmierzam tymi opisami siebie? Skoro jestem mało co wart i jestem zbędny innym,
tak po prostu na co mi te całe starania? Żyłem "na uboczu", było mi "dobrze". Zachciało mi się "czegoś więcej w życiu", że tak użyję maksymy: "Nie miała baba kłopotu, to sobie prosię kupiła", to teraz "mam za swoje". A smutek jako rodzaj emocji przyczynił się do tego w dużym stopniu. Emocje to także pewna część mnie samego, jak i ważna rzecz w życiu każdego człowieka. A tym bardziej dziś to "widać", skoro cały świat opiera się na niby tej całej "wrażliwości".

Tylko się pytam:
"— Gdzie była wrażliwość na problemy każdego artysty, który zmarł (w 2016-17) a nie powinien?
— Gdzie była wrażliwość, kiedy Chester Bennington się zabił?
Gdzie była wrażli...?
— Przykro mi moi drodzy ale jesteśmy tutaj sami".
Sami w tej obojętności, sami w tej depresji, sami w tym... Aż dwukrotnie musiałem sparafrazować słowa króla Théodena z 2 części "Władcy Pierścieni" aby się odnieść do tego, jak: "świat odpowiada" na tego rodzaju problemy. Jak inni ludzie na to odpowiadają. W takich smutnych momentach, chwilach w życiu:
"— Nie mamy u swoich przyjaciół tyle szczęścia co ty" (, Aragornie)/We are not so lucky in our friends as you" (, Aragorn).
Odpowiesz nam:
"— Mój Panie, jeźdźców poślij. Na pomoc odpowiedzieć musisz/Send out riders, my lord. You must call for aid."
A my powiemy:
"— Kto wtenczas przybędzie. Elfowie? Krasnoludy? And who will come. Elves? Dwarves?.
Oczekując po tobie, co mam zrobić? Popatrz na moich ludzi. Ich odwaga wisi na włosku. Mam zamiar uczynić im koniec jak najbardziej godny zapamiętania, skoro to już ma być nasz koniec./What would you have me do? Look at my men. Their courage hangs by a thread. If this is to be our end, then I would have them make such an end as to be worthy of remembrance!". "
Trochę pozmieniałem i dodałem imię Króla Gondoru, lecz sądzę że tak mniej więcej "wygląda" dialog pomiędzy każdym człowiekiem, który ma problemy natury psychicznej i psychologicznej a resztą świata. Że znajduje się w takiej własnej "twierdzy", "bastionie" jakim jest rohański Helmowy Jar i sądzi, przypuszcza a nawet jest ponad pewny swoich sił, że się obroni, że przetrwa, skoro wcześniej "dawał radę". Otóż nie. Tak się nie dzieje i kończy, w bardzo podobnym sposób jak się skończyła Bitwa o Helmowy Jar u "Władcy Pierścieni".
“Ae ú-esteliach nad… estelio han… estelio ammen.”
‘If you trust nothing else… trust this… trust us.’
Sądzę, że taka wiara w coś, tego rodzaju swoiste "uwierzenie" w coś, potrafi odmienić los człowieka z problemami.
Problemami takimi jakie miał np. Chester Bennington lub jakie mam ja albo jakie masz ty czy twój znajomy/a/i. Chodzi po prostu nie o sposób w jaki jesteś w stanie w coś uwierzyć, tylko o siłę do uczynienia tego,
przyczynienia się do tego dla siebie albo dla kogoś innego. O to chodzi.
| LOTR edit gif by makebeliever's Tumblog. | O Arwenie i jej relacjach z Aragornem inaczej...
| #Aragorn #Arwen #TLOTR #LOTRROTK #WładcaPierścieni #TheLordOfTheRings #trusting #zaufanie #wiara w coś jest twoją siłą |
Ja również "żyję" w takiej "twierdzy" obecnie. Jestem w tej samej sytuacji, w tym samym położeniu co król Théoden był. Sądzę, że Chester miał bardzo podobny problem i był w podobnym położeniu. I dlatego trudno mu było “uwolnić się” od tego "więzienia" o którym wcześniej napisałem. Dlatego pomimo posyłania "sygnałów" (które nazwijmy "jeźdźcami" abyśmy mieli ładne alegorie tutaj...), z każdą swoją piosenką czy albumem, opowiadającym o jego przeżyciach oraz problemach natury fizycznej (alkohol, narkotyki) czy także później tych psychicznej (a może i nawet i jednego i drugiego razem, nie wiem, gdyż aż tak nie znam dyskografii zespołu Linkin Park), nie dostawał odzewu w postaci ani elfickiej armii z Rivendell ani tym bardziej nie było nikogo, kto mógłby potajemnie, tak aby Chester nie wiedział, znaleźć mu pomoc, "bijąc na alarm", niczym Hobbit Pippin, kiedy Minas Tirith potrzebowało każdego rodzaju wsparcia zewsząd przed siłami Saurona, który chciał koniecznie zniszczyć ród Ludzi. Tu chyba nawet nie było nikogo w postaci Gandalfa Białego, kto by pomógł Chesterowi. I mimo iż to wszystko są tylko filmowe i fikcyjne alegorie, porównania, odniesienia, to niestety one są trafne. Niekoniecznie pokrywające się zawsze z tym, jak trudno jest walczyć każdej osobie, która jest chora na depresję i sięga po tą złą pomoc, bez widoków na lepsze jutro, szansy na dojście do osobistej Góry Przeznaczenia, gdzie będzie mógł taki ktoś - ostatecznie i nieodwołanie - "Jedyny Pierścień" jakim jest depresja, zniszczyć i... wrócić. Do "domu", do życia. Często jest to droga samotna (bez towarzyszy u boku), ciężka bardzo z jeszcze większym i cięższym brzemieniem, jakim trzeba nosić "u szyi" niczym taki Jedyny Pierścień jakiego niósł Frodo. Ilekroć on miał wzloty i upadki z tym cholerstwem a i - jeszcze na sam koniec - tuż przed zniszczeniem go (Jedynego Pierścienia), MÓGŁ "upaść", MÓGŁ "przegrać", MÓGŁ zostać pochłonięty przez jego moc i doprowadzić nie tylko do upadku siebie, lecz wszystkich innych, którzy mu pomogli w tej drodze (do zwycięstwa) i którzy także walczyli przeciwko temu. Co w sumie się stało, tylko z nieznanych przyczyn - mentalna więź - pomiędzy Frodo a Pierścieniem, zerwała się po tym jak Gollum zginął, walcząc z nim o prawo do jego władania. Chwilę wcześniej, ta więź - nadal "była" z Frodo.
Nie wiem czy dobrym stwierdzeniem będzie, że każdy kto kogoś wyciąga z depresji, jest takim Gollumem, który chce mu ją "ukraść", tylko po to aby się jej pozbyć ale na pewno jest to dobry sposób aby dość brutalnie i drastycznie nieco, przerwać zły wpływ depresji na ludzką psychikę. Cholernie ciężki do zrealizowania ale skoro można przy tym być jak Luke Skywalker w VI Epizodzie "Gwiezdnych Wojen", to czemu nie próbować,
pomimo tego, że wie się o tym że to może się nie udać, może nie pomóc.
Sądzę także że każdy, kto popełnił samobójstwo z powodu depresji, stał się takim Powiernikiem Pierścienia. Bezgranicznym. W świecie próżni i mroku, owładniętego niczym innym, tylko śmiercią.
"There is nothing for you here." by fuck-yeah-middle-earth.tumblr.com
(Oryginalny dialog dostępny tutaj) | #Arwena #LOTR #death #śmierć #czarnemyśli #samotność |
Tak. Też chciałem to zrobić. Kiedyś. Miałem jeden mały moment w życiu z tym związany. Nie udało mi się. Trzy i pół dni głodzenia się i odwidziała mi się wizja skończenia w ten sposób. Rozmyślałem nad samobójstwem na konwencie (w jego trakcie), lecz też do dziś tego nawet nie wypróbowałem.
Może i dobrze, może i źle że tak postąpiłem... | Gif by choreolanus's Tumblog |
| #samobójstwo #śmierć #death #SherlockBBC #SherlockHolmes #ludzkapsychika |
Może i trudno będzie w to wam uwierzyć, lecz ja także chciałem się zabić (niczym Sherlock w tym popularnym, brytyjskim serialu kryminalnym...). Mówię poważnie. Miałem taki - jeden mały moment - w moim życiu i wiązał się on z... nie pamiętam z czym dokładnie, lecz miał te same podwaliny bezgranicznego "smutku", który zmusza do czynienia rzeczy, które musisz zrobić, choć nie chcesz. Do robienia rzeczy gdzie nie widzisz innego już wyjścia. Takimi rzeczami jest porzucanie zainteresowań, utrata wiary w swą wartość, możliwości na tym świecie, ucieczka od tego do czego kiedyś przychodziłeś, brak sensu w rzeczach, zachowaniach w których kiedyś widziało się go aż ponad wszelką miarę.
Ostatnią z tych rzeczy jest brak radości do życia. Brak radości, który trawi cię niczym "trucizna" wstrzyknięta w krwiobieg. Dostrzegasz wtedy, "dociera" do ciebie że coś jest bezcelowe, że tylko marnowałeś samego siebie w staraniu się jak najlepiej, najciekawiej, najbarwniej żyć pośród innych ludzi dookoła. Jak to przebiega? Najsampierw pozbywasz się wtedy przedmiotów, które kiedyś poprzysiągłeś mieć, podziwiać je, zdobyć, prezentować te rzeczy z dumą (robiąc sobie ładne miejsce w domu na to, choćby niewielkie). A wszytko po to że nie jest to na nic, na pokaz tylko wyłącznie lecz dowodzi wartości twego wnętrza, które niekoniecznie musi być bezbarwne i nieopisane, niezdefiniowane, nieokreślone.
Mniej więcej tak wyglądała jedna z moich półek na regale, który mam do dziś. Z tego wszystkiego, zachowała się tylko figurka białego konia, smoka (który ma funkcję podstawki do kostek k20), LEGO Mini Myśliwiec TIE z GW, print grafiki z gry typu MOBA pt: "League of Legends" (widoczny z tyłu jako tło) oraz album z postaciami filmowymi z pierwszej części Trylogii "Władcy Pierścieni".
A tak mniej więcej cała ta kolekcja wyglądała w 2012-tym. Fakt, niektóre tytuły były dla mnie zbędę wyłącznie tylko ale później reszta została przetrzebiona w swoich szeregach. To było na przełomie 2012-ego/2013-tego, kiedy postanowiłem że kończę definitywnie z fantasy. | #książki #fandom |
I można to "wyrzucić" niczym "starą zabawkę" z której się już wyrosło albo która jest "zniszczona" i nie da się jej "naprawić". Najgorzej jest z "tymi (zabawkami"), które są częścią ciebie tak jakby "od urodzenia", które siedzą najgłębiej, są schowane niekiedy tuż pod lub za sercem. Najtrudniej wtedy "znaleźć drogę" do tych "rzeczy", lecz z czasem,
mimo iż to się wydaje niemożliwością aby się ich "pozbyć, zniszczyć", jednak... udaje się. Trzeba czekać. Czekać i czekać i czekać... Zdawać sobie sprawę i zdawać i zdawać i zdawać... Że ich nie chcesz. Że w nie nie wierzysz. Że nie widzisz w nich celu, przeznaczenia, zastosowania, przyszłości dla nich. Tak. Tak właśnie człowiek traci radość u siebie do nich. Następnie do otoczenia. Później do ludzi. I na sam koniec do samego siebie.
Zdjęcie. Tylko tyle mi pozostało po tej Trylogii w wydaniu z przekładem Jerzego Łozińskiego. Plus jakieś wspomnienia z czytania tego w latach młodszych. Chciałem to sprzedać na Pyrkonie w 2015-tym roku, lecz nie. Tam nie pozwalają na pozbycie się własnych rzeczy, kiedy nie jest się fanem fantasty czy czegokolwiek innego.
I tak było ze mną.
Chciałem ale mi nie pozwolili, choć nie ma w zapisie regulaminu konwentu, choćby malutkiej wzmianki że takich rzeczy robić nie można.
Jakby była, bym nie tachał ze sobą pewnej drewnianej skrzyni gdzie były te i inne książki, które miałem wtedy na sprzedaż,
gry komputerowe, komiksy, albumy i chyba antologię opowiadań z Polconu 2012. Dostałem informację, że jeśli gdziekolwiek będę chciał moje rzeczy sprzedać, to mnie patrol konwentowy ślicznie wyprosi z konwentu do domu.
A ja "podpalony" przez iskrę emocji, kompletnie zapomniałem się temu przeciwstawić, choć sobie głośno w domu powtarzałem na głos, że jeśli taka sytuacja będzie mieć miejsce, to nie dam się tak łatwo. A przestraszony wewnątrz, czując silny puls bicia mego serca, odniosłem wszystkie te książki do takiej szafki gdzie robi się tzw. bookcrossing - książkowe wymiany w stosunku 1:1... i je tam zostawiłem. Jeszcze pamiętam widok kiedy stałem dłuższą chwilę obserwując ową szafkę na książki, jak jedna pani z młodym dzieciakiem tam zaglądają i zabierają "Dwie Wieże".
Odchodząc, myślałem tylko o jednym - że trafią one do dobrych rąk skoro był to czas trwania Pyrkonu i byle przypadkowy Kowalski tego nie weźmie (gdyż systemy bookcrosingowe w wielu miastach, mało się sprawdziły i ludzie zamiast robić prawdziwą wymianę,
po prostu używali takich miejsc jako "skupu", zostawiając tam byle jakie książki, podręczniki szkolne i magazyny, czasopisma niekiedy, polując jeszcze na "frajerów", którzy wymienią się co lepszym tytułem).
Gry zniszczyłem i wyrzuciłem do pojemnika na plastiki,tak by nikt ich nie odnalazł. Były w nich takie tytuły jak "Wiedźmin"
(Ed. Roz.), "Wiedźmin 2: ZK", "Diablo III", "Heroes of Might and Magic I-III", "Dungeon Siege I" i jeszcze jakaś. Z książek to dwie podarłem: "Chorągiew Michała Archanioła" i "Białe Noce".
Ocalał tylko siedmioksiąg "Opowieści z Narnii" (ten ze zdjęcia) który postanowiłem dać dla znajomej, kiedy dowiedziałem się i zorientowałem, że bookcrossing również jest na Pyrkonie. Gdyby nie to, moje sumienie byłoby "inne" a zarazem nie obraziłbym się na Pyrkon do, być może, końca życia za to że mi nie pozwolili na swój sposób, pożegnać się z pewnymi zainteresowaniami z których "zrezygnowałem" a które dla innych są czymś, nadającym rytm życia nawet niekiedy, niż tak mały stopień jaki miałem w stosunku do tego ja.
"Strach wiedzie do gniewu, gniew do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia.", że tak użyję słów Wielkiego Mistrza Yody.
Dużo było we mnie tego "strachu" zawsze w moich zainteresowaniach (i w staraniach pozostania w nich "sobą") i zawsze kiedy starałem się je realizować. Również wielki był także za każdym razem wstyd czy żal o coś, przez co zbyt wiele rzeczy pozostało w sferze myśli oraz planów aniżeli w świecie rzeczywistym.
Szkoda, że nie pomyślałem aby w ogóle nie pozbywać się czy to książek, albumów i komiksów wtedy aby nie zostać ukaranym przez patrol konwentowy, biorąc udział w bookcrossingu na Pyrkonie wtedy.
Po prostu emocje zrobiły swoje, jak to u mnie bywa. Może i wtedy by gry i reszta ocalała i musiałbym to ze wściekłością taszczyć do domu a nie "zostać praktycznie z niczym" i mieć na moim sercu, poważny uraz nie tylko do Pyrkonu ale i do każdego konwentu
(i do ludzi też po części), który nie wiem czy zostanie "zaleczony" do końca życia.
Ale cóż. Stało się. Nie cofnę tego, choćbym chciał.
| Gandalf and Pippin → about death | TLOTR: ROTK meme → {5/8} scenes by mithrandy | #GandalfBiały #Pippin #TLOTRROTK #WładcPierścieniPowrótKróla #cytaty #mądresłowa |
Może jest coś co jeszcze sprawi, że to się całkowicie odmieni?
Jak wtedy, zanim poznałem czym jest świat Gwiezdnych Wojen w większej skali, fantastyka (i że jest to osobny byt od fantasy...), konwenty i konwentowanie z całą ich aurą i klimatami, "bawienie" się w tworzenie strojów, kostiumów (i czym np. cosplay jest) oraz jak prze ogromna radość i pasja może z tego płynąć. jaka radość, pasja, szczęście i inne rzeczy mogą płynąć w angażowanie się bycia fanem czy samo określanie się i mianowanie fanem czegoś co należy do wachlarza twych zainteresowań (i że nie trzeba się z tym nigdzie kryć, wstydzić że się jest kimś takim), co dają więzi międzyludzkie w trakcie całej "przygody" z tym, kiedy jedzie się do jakiegoś miejsca (choćby to było tylko 1 dzień czy kilka godzin nawet...), emocje i uczucia z tym związane których się doświadcza w nieskończoność, wielofandomowość czy choćby komiksy i ich uniwersa (w których obecnie przebywam, choć czuję się tam samo jak przy pierwszych mych krokach pośród fantastyki i fantasy) oraz... pewnie jeszcze wiele innych rzeczy, których nie udało mi się wymienić.
GDZIE - to wszystko pytam siebie teraz? NO GDZIE? CO się STAŁO ze mną? Gdzie dawniejszy ja, który marzył aby stać się rycerzem-magiem magicznej krainy Magii i Miecza z "Hirołsów"? Gdzie dawniejszy ja, który marzył aby stać się najsławniejszym Mrocznym Lordem Sithów "w tej części Galatyki", który odważyłby się "ją całą zamordować" z miłości dla kogoś (na rozkaz Mej Pani). Gdzie dawniejszy ja, który mógłby zostać kimś pokroju Strażnika Północy (do jakich niewątpliwie należał, Aragorn), Gandalfa, Mistrza Jedi Plo Koona, mandaloriańskiego łowcy nagród Boby Fetta, droida protokolarnego relacji ludzie-roboty o nazwie C-3PO, zwyczajnego żołnierza-klona (lub w randze kapitańskiej, niejakiego Fordo) w szeregach sił Wielkiej Armii Republiki, rycerza Jedi Anakina Skywalkera z animowanego komputerowo serialu "Wojny Klonów" (z sezonów 4-6), Kapitanem Zee innego koloru z "Romantically Apocalyptic" czy Niebieskim z "Przeminęło z Bombami", Deszczowego Alchemika ze świata fantasy (nie Steampunku), Argonianiem ze świata The Elder Scrolls, Kapitan Phasmą, Finnem czy Kylo Renem z VII Epizodu "Gwiezdnych Wojen", Zelgadisem Greywords z anime "The Slayers: Magiczni Wojownicy", marvelowym Kapitanem Ameryką w kilku różnych wersjach oraz także wszystkimi tymi postaciami, które mam w planach mojego bycia cosplayerem o ksywce Nieudacznyk.
"Frodo tribute wallpaper" maded by DimitriPagot (on DeviantArt).
Cytat panicza Bagginsa z "Powrotu Króla" jest - niestety bardzo trafny - do sytuacji życiowej, z jaką się zmierzył lider zespołu Linkin Park, Chester Bennington. Pewnie zdawał sobie on sprawę, że wszelkie traumy z dzieciństwa, których doznał na tle seksualnym, nigdy się "nie wyleczą" i będą niczym nigdy nie zagojona rana, którą Frodo otrzymał od Czarnoksiężnika z Angmaru w pojedynku na Wichrowym Czubie. Nie otrzymał po tym żadnej pomocy i sam bał się komukolwiek później mówić, że coś takiego mu się przytrafiło. Dopiero po latach, wyznał to w wywiadzie dla jakiegoś portalu bądź magazynu. Obrał pkt. widzenia, że skoro wtedy świat mu nie pomógł to jego kolejne problemy na tle psychicznym czy choćby te alkoholowo-narkotykowe (z którymi się akurat nie krył pośród swoich fanów) nie zostaną rozwiązane. Że w dzisiejszych czasach, nikt mu nie zdoła pomóc.
A na dodatek przyjaciel, Chris Cornell z zespoły Soundgarden, też dał sobie spokój z życiem na tym świecie w Maju, zatem "tylko kwestią czasu" było aby Chester poszedł w jego ślady, skoro tyle lat wysyłał sygnały swoją twórczością o pomoc a nikogo to nadal nie obchodziło. Sądzę że te słowa Frodo, są jedyny zrozumienie dla jego decyzji o odejściu...
| #FrodoBaggins #porzucenie #nieudolność #zniszczenie #cytaty #merytoryczność #przesłanie |
To jest po prostu jakaś "ruina" o której dalej już nie chce mi się mówić, bo pewnie nie jedno z was, miało te słabe chwile powątpiewania w to - czy warto (dalej mieć zainteresowania).
...
I w sumie to... nie wiem czy mam gdzieś lub u kogoś, szukać jakiejś pomocy. Remedium w postaci nadużywania komputera (laptopa) w końcu ograniczę po tym jak skończę ten tekst. Jeśli dotarłeś/aś do tego momentu mojego, dość osobistego (bądź co bądź), wpisu na blogu który nie powinien istnieć gdyż miałem stary, fajniejszy (lecz został on skasowany przez to, że nie widziałem sensu w jego istnieniu wtedy na przełomie 2010-tego 2012 roku lub ciut później, średnio pamiętam...), to gratuluję. *[tu powinna się pojawić emotka z takim znakiem: ":_)" lecz z pewnych względów się ona nie pojawi]* Tylko proszę, błagam... jak będziesz pisać do mnie PW na Facebooku i będziesz chciał/a mi pomóc rozmową, to z całym szacunkiem do twej osoby lecz nie będę akceptował zdań typu: "Nie przejmuj się" i tym podobne wszelkiego rodzaju inne zdania, zwroty, sformułowania czy określenia. Odpada. Kiedyś się nadto przejmowałem, później przestałem, dziś jestem na to raz obojętny a raz jak widać...
Po drugie: Jeśli masz podobne złe doświadczenia oraz traumy z życia i twój obecny "świat" jest tym fajnym, ciekawym, kolorowym, innym sposobem na to aby żyć - fajnie, cieszę się. Trzymaj się tego, choćbyś stracił/a każdą nadzieje, każdą "światłość rozjaśniającą mrok" w twoim życiu, które obecnie wiedziesz i to które masz w planach wieść.
“What are we holding on to, Sam?”
“That there’s some good in this world, Mr. Frodo. And it’s worth fighting for.”
| Some good in this world worth fighting for by elijahwood's Tumblog | #życie #life #rzeczyoktórewartowalczyć #goodsworthfightingfor #władcpierścieni #thelordoftherings #cytaty #quotes #mądresłowa #wordsofwisdom |
Dla mnie jest za późno abym mógł obecnie wycofać się z podjętych moich decyzji dot. bycia fanem czegoś czy należenia do społeczności fandomowych a także tych związanych z moimi zainteresowaniami. Często się wahałem pomiędzy jednym a drugim, lecz teraz wiadomo. "Wóz albo przewóz".
| #DarthVader #AnakinSkywalker #LukeSkywalker #Disney #StarWars #GwiezdneWojny #ALifeIsRedeemed #emocje #uczucia #CiemnaStronaMocy #JasnaStronaMocy #dobro #zło #zapóźno #NIGDYniejestzapóźno |
Jeśli dużo rzeczy jest dla ciebie w tym wpisie niezrozumiałym, to przepraszam. Kiedy poruszam kwestie swoich problemów, czynię to wielo-poziomowo i wielowątkowo. Przeplatam odniesieniami, alegorią, paralelami, metaforami i łączę coś z czymś albo dzielę, żeby ukazać drugie dno, głębszy sens czy znaczenie, tak aby nie pozostać niezrozumianym. Nie zawsze się to udaje, więc sądzę że to zrozumiesz. Kimkolwiek jesteś w środku samego siebie oraz wewnątrz twego umysłu, duszy oraz serca.
Żegnaj.
Koniec wpisu.
Legenda:
¹rym zupełnie przypadkowy mi wyszedł w tym zdaniu *śmiech*
Etykiety, które się nie zmieściły: #zainteresowania #pasje #fanowstwo #człowiek #ludzie #społeczność #przynależnośćdo #ViggoMortensen #LivTyler #MarkHamill #ElijahWood #BenedictCumberbatch #SirIanMcKellen #filmy #kinematografia #kultura&sztuka #życietofilm #inspiracje #odniesienia #powiązania #paralele #pisanie #pisanieosamymsobie #słowamająznaczenie #pisanieznacznikamijestfajne #życiowe